już dawno nie widziałam takiego gówna...
Nic nie wniósł do mojego życia, ani nie był ciekawy, ani fajny, ani prawdziwy...
Daję 4, bo lubię Clooney'a i który jeszcze mnie nigdy nie zawiódł, ale filmu nie polecam. Wina scenariusza i tyle. Koniec tematu. Dobranoc,
Zapomniałam jeszcze o Thortonie, który swoim krótkim epizodem mnie zachwycił... ale to niestety jest już wszystko.
Ja bym nie nazwała tego filmu gównem...może nastawiłaś się na coś zupełnie innego, w sumie wg tego "co mówi filmweb" to miała być komedia romantyczna , a ja bym to bardziej zaliczyła do czarnej komedii. Rzeczywiście fabuła mało ambitna, ale nie można powiedzieć , że się na tym filmie nudziłam, było kilka zabawnych scen i gra aktorów też była ok. W sam raz jak na niedzielny wieczór. Daje 7/10.
No, może nie od razu gówno, ale film faktycznie niżej oczekiwań: mnie tam nie kręciły klasyfikacje (komedia romantyczna, czarna, śmaka-owaka), a reżyser - no i aktorzy, jeśli chodzi o Clooneya i Thortona to zestaw obowiązkowy w produkcjach Coenów. Ale generalnie wyszedł kaszan, nie wiem, czy Joel bez Ethana (bo to nie była chyba, wbrew informacjom filmwebu, współpraca obu braci) nie radzi sobie z reżyserią, czy co inne, w każdym razie "Okrucieństwo..." wygląda jak autoparodia innych ich filmów. Niby jest to samo, co zawsze, ale tak przeszarżowane, głupio karykaturalne i groteskowe, że nawet nie śmieszy (tzn. śmieszy, ale daleko mniej, niż powinno). Scenariusz jest do kitu, przewidywalny i wymęczony, brakuje tych obłędnych zwrotów akcji z "Fargo" albo "Tajne łamane przez poufne". Jedyne naprawdę mocne sceny to te z tym zombiaszczym szefem kancelarii, tak poza tym - wielkie, wielkie rozczarowanie. Dobrze, że to jednak chyba tylko wypadek przy pracy, który niknie przy całej reszcie znakomitych filmów autorów "Bartona Finka".